Pozytywistyczne nowele

0
134
Ewald

Jedyną formą literacką stojącą niżej od 365 dni, pseudointelektualnych boomerskich wypocin i polskiej spermiarskiej fantastyki są pozytywistyczne nowele, które występują w 99% w dwóch formach:

1. Mamy sobie biednego, smutnego i chorego chłopa mieszkającego w walącej się warszawskiej kamienicy, dzieląc pokój z trzynastoma szewcami chorymi na gruźlicę. Uczy dzieci w szkole za minimalną krajową, dostając wrzodów i wyrzutów sumienia, bo musi mówić po rosyjsku. Wychodzi z pracy, ochrana zgarnia go do Cytadeli, bije go trzy dni i trzy noce za nieoddanie czci carowi i wyrzuca na ulicę z połamanymi żebrami. Gość dowlekuje się rynsztokiem do domu i patrzy, że w międzyczasie połowa szewców zmarła na czerwonkę, a reszta zeżarła z głodu jego jedyny kwiatek, na który wydał ostatnie pieniądze otrzymane od matki. Umiera z żalu, a jego zwłoki wyrzucają do zgnicia w Wiśle.

2. Brudna, schorowana sierota mieszka u dalekiej rodziny w Żonobijcach Górnych i zajmuje się uprawą kalarepy 24/7. Jej rodzice zginęli w powstaniu, brata upiekli w piecu, bo miał gorączkę, a piesek utopił się w bagnie, kiedy uciekał przed carskimi. Pewnego lutowego dnia znajduje monetę leżącą na drodze i marzy, że kupi sobie lalkę, ale upuszcza pieniądz do jeziora Dostaje wpierdol od złej starej ciotki, śpi na zewnątrz, dostaje zapalenia płuc i umiera na tyfus, romek i a'tomek, a dzień później miejscowy dziedzic otwiera pierwszy przytułek dla dzieci.

Już opowiadania Borowskiego i Inny świat są bardziej optymistyczne. Prus, idź i wskocz do wulkanu.

Komentarze