Fizyka to czarna magia

0
188
Ewald

Fizyka to czarna magia, przestrzegam was przed tym anony, bo to co mi się przydarzyło to wykracza poza margines niepewności pomiarowej. Jestem przeciętnym uczniem lvl 18 profilu matematyczno-fizycznego w renomowanym liceum humanistycznym. Wiem, przegryw, ale co poradzić, jak brakowało ci do paska w gimbazie i nie dostałeś się do niczego bardziej ukierunkowanego pod to co cię interesuje. Już chuj, przeżyję, myślałem. Po gimbazie ten polski stał się jednak moją największą udręką. Wszyscy pierdolili coś o tych uczuciach, jakichś emocjach, a ja prosty chłopek z inżynierskim zacięciem. Taki wiecie - policzy, oszacuje, zamontuje, sinus delta i nie ma klienta. Niczym się kurwa nie ma zamiaru wyróżniać, nie chce być inny niż inni, no bo na chuj to. Piwnica, zadansy - to jest ważne, to jest życie. Jednak poza wchodzącym ci w dupsko magnesem indukującym bolesny prąd zwanym język polski istnieje coś jeszcze co cię w tym artystyczno-prawniczo-lingwistycznym burdelu boli, a mianowicie brak porządnego nauczyciela z twojego ukochanego przedmiotu - fizyki. Jednakże, Twoje mroczne jestestwo, uwikłane przez motywy literackie, głęboką analizę przeżyć bohaterów romantycznych i funkcji językowych nagle otrzymuje energetyczny kwant promieniowania elektromagnetycznego nadziei. Twoja klasa otrzymuje nowego, młodego, świetnie rozumiejącego temat belfra od fizysi. Kurwa, zostajesz na każdym kółku, rozwijasz się proporcjonalnie do długości chuja wywalonego na te słowackie i te inne, aż w końcu dostrzegasz po półrocznej pracy, że w zasadzie tylko ty jesteś taki, reszta twojej klasy zboczyła - zeszła na złą ścieżkę pierdolenia o fortepianie szopena co było pokłosiem nieudolności poprzednika twojego mistrza. On sam kiedy ci debile przy tablicy skracali "d" w zapisie różniczkowym równań ruchu zaczął podupadać na zdrowiu. Po jednym z kółek powiedział mi, że jest sposób, aby sytuację tą odwrócić, istnieje jeszcze szansa. Ja sam wyprostowałem się, spoważniałem na twarzy i rzekłem - jestem gotów mistrzu. "Hehe, słuchaj anon, to nie będzie proste. Potrzebujemy lepszej sali, diuaru z ciekłym azotem i wzorowej frekwencji... " Parę dni później ogłoszone zostały warsztaty dla naszej klasy na wydziale fizyki uniwerku w moim mieście. Przybywamy, nauczyciel z uśmiechem zwyrola zaczyna pierdolić jakieś nudy o metodzie graficznej wyznaczania błędu pomiarowego. Jakbym nie był zahartowany, to sam bym zasnął jak reszta klasy. Kiedy wszyscy spali wziął diuar z ciekłym azotem i spokojnie, beznamiętnie wylewał kolejno na uczniów. Mi kazał robić to samo, byłem posłuszny. Następnie nałożył na siebie stary sweter w kratę, godny profesora matematyki i wyciągnął potężne tomisko książki do mechaniki kwantowej. Dobre wydanie, twarda oprawa, formalizm zapisu od którego można sraki dostać. Byłem zdezorientowany, po czym on zaczyna recytować, głośno, powoli, aby dźwięk roznosił się niczym głos murzyńskiego pastora w tym poważnym momencie kazania, zanim zaczną śpiewać i tańczyć. O kurwe, zaczynają się podnosić. JAK? Przecież nie powinni przeżyć polania czymś o tak niskiej temperaturze. Jednocześnie świecą na niebiesko jak pierdolone błyski promieniowania Czerenkowa. Obserwuję uważnie, jak ich umęczone wykładem dusze zaczynają cierpieć, mimo utrzymującej ich w bezruchu aurze kreowanej przez mistrza, próbują się ruszać i rzucają bluzgami "Słowacki w poetyckiej wizji ukazuje siebie pędzącego na koniu przez Grecję" , "Podstawą istnienia jest wola, irracjonalny popęd" , "Poeci jako jednostki wybitne rzucają dla ludu swoje wiersze, niczym morze wyrzuca perły i muszle na brzeg" . Nie możesz tego słuchać, zlany potem nauczyciel recytuje wersety coraz szybciej i głośniej, jego ręka podtrzymująca księgę drży, drugą natomiast trzyma uniesioną, trzymając w niej naładowaną pałeczkę ebonitową niczym odstraszacz na wypadek uwolnienia się kogoś z klasy od wpływu działania pola wektorowego które rozrywało ich pełne uczuć serca, toczy się walka. Nagle słyszysz trzask, ktoś wbiegł do sali. To polonistka. Krzyczy "Co to za Dziady?! Nie! Przestań, nie używasz słów kluczy, zamkniesz tym sobie drogę do punktów na maturze! " To była gra psychologiczna, fizyk przypomniał sobie mroczne czasy nauki do polskiego, mówi do mnie "Anon, rytuał jeszcze chwile potrwa, musisz walczyć." Wtem do sali za polonistką wbiegły dziewczyny z koła recytatorskiego, o kurwa. Wszystko w moich rękach, wcześniej obłożyłem się wyrwanymi stronicami z Lalki - wewnątrz "zbroi" potencjał jej humanistycznej energii jest zerowy. Wyciągnęła rękę i niczym wiedźma rzuciła "Vanitas", po czym jej kółko rzuciło się na mnie, a ja niczym Grigorij Perelman prezentujący dowód hipotezy Poincarego uruchomiłem swój umysł, zamknąłem oczy, a kiedy dziewczyny już miały wbić we mnie swoje konspekty otworzyłem je z powrotem i krzyknąłem "Homeomorfizm!". Odrzuciło je. Potężna fala uderzeniowa chwilowo ogłuszyła polonistkę i jej ekipę. W tym samym czasie rytuał dobiegł końca. Moja klasa powzięła linijki oraz zbiory do OFa i stanęła do walki z siłami koła recytatorskiego. Fizyk upadł na ziemię. "NIE!" wydusiłem zmęczonym, bezgłośnym wrzaskiem. Podbiegłem do niego.
- Udało się! Udało!
- A uwzględniłeś wartość ujemną przy rozpisywaniu modułu?
- Pierdoliłem i wziąłem dodatnią panie profesorze.
Na jego twarzy pojawił się uśmiech niczym wojownika, który poświęcił wiele dla sprawy, ale się opłaciło. Wtem do sali wykładowej wbiegły kolejne oddziały humanistów. Obejrzałem się chwilę, czy mistrz jest bezpieczny, ale go nie było! Anihilował niczym antymateria, tylko bez wyzwolenia energii. Czy to? Kurwe. Czyli... ? . Nie miałem wątpliwości, podniosłem się, wyprostowałem i spojrzałem wzrokiem groźnym i surowym niczym on, kiedy ktoś brał więcej niż jeden wyraz rozwinięcia szeregu Taylora do przybliżania sinusa. Teraz wszystko leży na moich barkach, pałeczka ebonitowa została mi przekazana. Ruszam pomóc mojej klasie!

Komentarze