Opętane mieszkanie

0
175
Ewald

Kurwa, danony, moje mieszkanie jest chyba opętane. Wracam sobie dziś styrany i przemoczony, odwieszam kurtkę i już mam iść odgrzać sobie obiad, gdy słyszę z kibla taki skowyt, że Munch, gdyby żył, toby wyrzucił swój Krzyk przez okno. Sekundę później drzwi otwierają się w ułamku sekundy i z gazetą w ręku oraz pytongiem na wierzchu wybiega ojciec, wydając nieartykułowane odgłosy i potykając się o spodnie opuszczone do kostek. Rodzina Addamsów, ja pierdolę. Odruchowo myślę, że Karpulhu wrócił się zemścić za wygonienie go z mieszkania za pomocą bigosu i niemieckiego disco, ale wrzask ojca o trzeciej światowej nieco zmienia sytuację. Biorę z pawlacza zasłużoną pałę po dziadku i wchodzę do łazienki. Wanna wygląda normalnie, umywalka też, zapasowy odświeżacz powietrza do czytania stoi przy klopie i tylko kibel coś podejrzanie się zachowuje. Podchodzę, patrzę, a tu okręt podwodny. Kurwa mać, coś musiało być w tych ukraińskich szlugach. Stwierdzam, że w sumie to i tak się im zbrodnie wojenne przedawniły, a nie chce mi się jechać do Norymbergi i postanawiam to olać. Dosłownie. Wyciągam Zygfryda, zaczynam załatwiać potrzebę i nagle słyszę „HAAAAANS, FLUGZEUG, RAUS!”. Piętro niżej zaczyna napierdalać działko przeciwlotnicze, a ja ze zdziwienia leję nieświadomie po butach. Scheisse. Ta zniewaga krwi wymaga. Wyciągam stare słuchawki, nakładam na rurę i puszczam dziesięciogodzinną składankę hitów Armii Czerwonej. Kapitänleutnant postanowił się zemścić. Trzy godziny później, kiedy już ogarnąłem ojca, słyszę z kibla głośne „HERMANN, TORPEDO LOS!” I JAK TU NIE PIERDOLNIE! Kurz opada, ojciec trzeźwieje w ułamku sekundy, a dziesięć minut później stara Czubakowa z piętra niżej pyta się, czy nie mamy taśmy klejącej, bo jakieś diaboły siarczyste jej pralkę w drabiezgi rozjebały. Matka załamana każe mi iść przeprosić, to może sobie odpłyną (ciekawe, kurwa, dokąd, jak my w Łodzi mieszkamy). Powtarzam całą wiedzę z niemieckiego z gimnazjum, wchodzę z flaszką pokoju do łazienki, schylam się nad muszlą, pokazuję podarek i kulturalnie mówię „Mode, versenke”. Okręt robi „Bulbulbul”, zabiera butelkę i spieprza polować na konwoje. Teraz jest druga w nocy i chyba zaklinowali się u sąsiada, bo od trzech godzin słychać ich pijackie śpiewy. Właśnie skończyli „Erikę” i dziesiąty raz śpiewają „It’s a long way to Tipperary”, a jutro mam egzamin. Ja pierdolę.

Komentarze