Szkalowanie polskiego
Dobra, tak szkalujecie angielski jakby polski był jakimś lingwistycznym cudem. A polski to dopiero podjęzyk. Spierdolona pisownia z jakimiś dwuznakami rz sz cz dź dż tz pz kz zamiast jakiegoś ludzkiego użycia diakrytyki, którą przecież ma. Jak w jakimś durnym węgierskim, tam też piszą cs, zs itd. Polak Węgier dwa bratanki bo tak samo zjebane języki mają. Nawet jakby używali tej diakrytyki zamiast tych swoich szzzczrz, to nawet to by zepsuli, bo i tego nie potrafią, skoro nosowe o zapisuje jakby było nosowym a. I jeszcze później z ryjem, że ktoś powie włanczać a nie włonczać. Kurwa, przecież sami zapisują to przez ą włączać, a nie włǫczać, więc czemu tu się dziwić? Bez sensu, ale ma jakieś debilne historyczne uwarunkowanie. Akurat nic dziwnego, bo Polaczki to trzymają się tej swojej tradycji jak gówno buta. Rodzaje? Tak samo zjebane - albo robisz w liczbie mnogiej tyle samo rodzajów co w pojedynczej jak w czeskim albo słowackim, albo po prostu jeden jak w rosyjskim, a nie jakieś żeńskonijakoosobowożywotne chujwieco. Poza tym widać w tych rodzajach jakie to wredne gnoje są - o zwierzętach jak o rzeczach, czesi chociaż z szacunkiem, jak wszyscy Słowianie niegdyś - "ci wilcy", "ci ptacy", a tutaj "te psy" jak "te śmieci". Liczby? Też gówno, bo zamiast zrobić to normalnie, to nie - inny przypadek dla 1, inny dla 2-4, inny dla 5+. Aha, dla 22-24, 32-34 tak samo. Weź spróbuj maszynowo ten szajs odmieniać. W ogóle to w tym cebulackim języku jest jeszcze wołacz - nikt z Zachodu nie wie, po co to jest, bo niby jak się do kogoś zwraca, to się tego używa. Ale w takim czeskim to brzmi, bo jest całkiem normalne, używane faktycznie. A w polskim normalni ludzie tego nie używają, czy do kogoś mama wołała "jarku do domu" albo "kamilu chodź na obiad"? Nie, naturalnie brzmi "jarek daj piłkę". Wołacz to pretensjonalne smęty jakiegoś korposzczura "dzień dobry karolu", "dziękuję za raport przemysławie" albo inne "witam cię marku" rzucone przez telefon w przerwach między rakiem w rodzaju "czelendżu" albo innego "rozwiązania dedykowanemu menadżerowi tiketów". Zresztą tych zapożyczeń i innych nowotworów też nie brakuje i nawet nie potrafią normalnie tego przeczytać, tylko jakieś francuskie "meni", "żiri" albo inna "płenta", ale pisane z dupy w ogóle niezgodnie z zasadami. Poza tym dla samych Polaków jest chujowy, bo jak tylko wyjadą gdzieś do Londynu albo Czikago, to po 2 miesiącach już zaczynają zapominać, tyle to jest warte.
Komentarze